sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 3


Urząd Niewłaściwego Użycia Magii

Bardzo serdecznie dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem! :)


 Poranki zawsze są najcięższe. Zwłaszcza, kiedy  musisz wstać dwie godziny wcześniej niż musisz, żeby nakarmić kota. Była godzina piąta, sobotni poranek. Hermiona wstała z łóżka i poczłapała w stronę kuchni, o mało nie zabijając się o Krzywołapa ocierającego się o jej nogi.
 - No już, już - mruknęła pod nosem, przecierając oczy. Za pomocą różdżki napełniła miskę swojego pupila, podsuwając mu ją pod nos. - Dobry Krzywołap - powiedziała i podrabała go za uchem. Szkoda, że jest zawsze głodny w godzinach wczesnoporannych - dodała w myślach. Głaskanie kota umilały jej podejrzane huki dobiegające z mieszkania na przeciwko. - Co on na litość boską znowu wyrabia... - mruknęła pod nosem, i wstała w celu zaparzenia sobie kawy.
 Zapowiadał się pogodny, wiosenny dzień. Dzisiaj był jej pierwszy dzień na nowym stanowisku i Hermiona była bardzo podekscytowana. Była ciekawa co będzie należało do jej obowiązków, z kim będzie pracowała, jaka będzie atmosfera, oraz czy będzie robiła coś pożytecznego.
 - I z Bogiem! Krzyżyk na drogę! - podczas picia porannej kawy i przeglądania Proroka Codziennego usłyszała krzyk, który z całą pewnością należał do jej sąsiada. - Ja nie zamierzam tego sprzątać!
 Brązowowłosa westchnęła, złożyła gazetę, odstawiła kubek z kawą, zawiązała szlafrok i wkroczyła do akcji. Otworzyła drzwi od swojego mieszkania i na klatce schodowej zastała Blaise'a w dresie, z koszulką brudną od czegoś białego, zmartwioną miną oraz włosami upaćkanymi jakąś gęstą mazią.
 - Palcem tego nie ruszę... Co za idiota, a moje naleśniki... - mruczał do siebie wyraźne wściekły Diabeł.
 - Blaise? - spytała zdezorientowana Hermiona, w momencie gdy z mieszkania z numerem 13 zaczął unosić się dym.
 - O hej Mionka - odparł i wyszczerzył się do niej. - Fajna fryzura, widziałaś się dzisiaj z lustrem? - spytał.
 - Blaise... Coś się pali, czujesz to? - spytała.
 - Co? Ale... Jezu Chryste, Matko Przenajświętsza, naleśniki! - krzyknął i wbiegł do mieszkania.
 Hermiona ruszyła za nim do kuchni, potykając się o opakowania po słodyczach. Jej oczom ukazało się duże, przestronne i zabałaganione pomieszczenie. Na stole znajdowało się dosłownie wszystko. Gazety, brudne naczynia, opakowania po fasolkach wszystkich smaków, butelki po kremowym piwie, duża kryształowa kula, trzy patelnie, garnek, dwa słoiki dżemu oraz tiara, a to wszystko było twórczo posypane mąką. Tak samo jak podłoga i szafki. Na przeciwko stołu znajdowała się kuchenka z patelnią, która stała w płomieniach.
 - Na litość boską! - krzyknęła zszokowana Hermiona. Takiego czegoś nie widziała nawet w pokoju Rona. - Aquamenti! - dziewczyna rzuciła zaklęcie, a z jej różdżki wydobył się strumień jasnej, czystej wody, który ugasił ogień.
 Hermiona wetknęła różdżkę za pasek swojego jasnobrązowego szlafroka, założył ręce na piersiach i z gniewną miną odwróciła się do bruneta.
 - Blaisie Owenie Zabini, jesteś najbardziej nieodpowiedzialnym...
 - Hej, skąd wiesz jak mam na drugie imię?
 - ...człowiekiem jakiego znam. Serio! - oburzyła się. - Widzisz jak tu wygląda? Niedługo zalęgną się tu szczury! O ile jeszcze ich tu nie ma! Poważnie, Blaise. Jesteś czarodziejem, na brodę Merlina! Nawet przy pomocy magii nie potrafisz utrzymać porządku?
 - No, dobra, może trochę jest tu nieporządek... - przyznał Blaise.
 - Trochę?
 - Ale to wyjątkowa sytuacja, właśnie miałem sprzątać.
 - Diable, tutaj nigdy nie było porządku.
 - Kiedyś był! - zaprotestował.
 - Ciekawe kiedy... - mruknęła pod nosem.
 - Zanim się tu wprowadziłem! - zaśmiał się.
 - Tak, masz rację, zanim się tu wprowadziłeś moje życie było o wiele prostsze - westchnęła.
 - Ale o ile bardziej nudne - stwierdził. - Jadłaś już śniadanie?
 - A co, masz zamiar zaproponować mi naleśniki? - spytała z uśmiechem i podeszła do patelni. - Wiesz, Blaise wydaje mi się, że one nie nadają się do spożycia. Zresztą ta patelnia też już się do niczego nie nadaje...
 - Mam ci przypomnieć twoje naleśniki, które strukturą przypominały przeterminowane żelki? - zapytał Blaise i dał Hermionie kuksańca w bok.
 - A poza tym, zamierzasz jeść tutaj? - Hermiona podkreśliła ostatnie słowo.
 - Hermiono, jak ty narzekasz - westchnął i otworzył lodówkę.
 - Zrób kanapki - poradziła brązowowłosa. - Tak będzie bezpieczniej.
 Podczas gdy Blaise stał z różdżką przy blacie i kroił pomidora oraz ogórka, Hermiona zajęła się przystosowywaniem kuchni do stanu pozwalającego na jej użytkowanie. Wyczyściła naczynia i odstawiła je na swoje miejsce, wyrzuciła wszystkie śmieci, kulę odesłała do sypialni Blaise'a oraz usunęła brud ze stołu (który okazał się jasnobrązowy, a nie jak sądziła wcześniej - ciemnobrązowy).Gdy skończyła Blaise był dopiero na etapie parzenia herbaty, więc umyła jeszcze okna i usunęła wszystkie plamy z podłogi, naprawiła krzesło, przy którym brakowało jednej nogi oraz położyła na nim czarną tiarę. Wyglądała na nową i dosyć drogą, była przyjemna w dotyku.
 - Podobno jesteś świetnym kucharzem, Blaise - powiedziała Hermiona, kiedy trzy minuty później usiedli do stołu. - Tergeo! - krzyknęła i usunęła dżem z włosów sąsiada.
 - Bo jestem, ale byłem zdekoncentrowany - odparł z pełnymi ustami.
 - Ah, no właśnie! Na kogo ty się tak wydzierałeś rano, Blaise? I co to były za huki?
 - Hermiono, czy ty musisz wszystko wiedzieć... - westchnął Blaise i zaczął słodzić swoją herbatę. - Jeśli już jesteś taka ciekawa, to informuję cię, że nie tylko ciebie denerwują moje warunki mieszkalne. Z tym, że ty tu nie mieszkasz.
 - Oh no tak! - Hermiona stuknęła się w czoło. - Zapomniałam! Ktoś tu miał się wprowadzić.
 - No i ten ktoś już się wprowadził - poinformował ją Blaise i zaczął słodzić swoją herbatę.
 - To gdzie ona teraz jest? - spytała zdziwiona Hermiona i nerwowo poprawiła włosy.
 - Kto?
 - Oh, no ta twoja dziewczyna!
 - Aaa... mówisz o miłości mojego życia - zaśmiał się. - Powiedziałem mojej miłości, że jak coś jej nie pasuje to może sobie sama posprzątać, a ona na to, że śpieszy się do pracy i sobie poszła. Eh, blondynki...
 - Blaise. To już szósta łyżeczka.
 - C-co? - spytał i zamarł z łyżeczką w ręce między swoim kubkiem a cukierniczką. Spojrzał na nią z wahaniem, zrobił minę jakby się zastanawiał i w końcu wsypał ją do herbaty i zamieszał. Hermiona zrobiła wielkie oczy. - No co? - zaśmiał się. - Myślisz, że sam z siebie jestem taki słodki i uroczy?
 Hermiona westchnęła i upiła łyk swojej gorzkiej herbaty. Byli tak bardzo od siebie różni, więc jak to możliwe, że się dogadują? Może po prostu Blaise przypomina jej trochę zachowanie Rona, z którym Hermiona przyjaźni się od dziesięciu lat. Z tą różnicą, że Blaise jest przystojniejszy. I głupszy.
 - Wiesz Blaise, jak będziesz tak traktował swoją dziewczynę, to ona długo z tobą nie wytrzyma.
 - Ona nie jest moją dziewczyną, mówiłem ci już - zaprotestował.
 - Oh no dobra, niech ci będzie. Hej, wiesz że dostałam awans? - dziewczyna zmieniła temat.
 - Naprawdę? To super Miona! To gdzie teraz pracujesz?
 - W Departamencie Przestrzegania Prawa i Czarodziejów.
 - Tak? - Blaise zmarszczył brwi. - A gdzie dokładnie?
 - W Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów - odparła.
 - To może być ciekawe... - mruknął pod nosem uśmiechając się tajemniczo.
 - Co masz na myśli? - Hermiona uniosła brew.
 - Absolutnie nic - odparł. - Kiedy zaczynasz?
 - Dzisiaj. - Zerknęła na zegarek, dochodziła siódma. - Za godzinę - odparła. Gdyby to był normalny dzień, to dopiero by wstawała.
 Zabini uśmiechnął się od ucha do ucha, ale nic nie powiedział.
 - A ty co w takim dobrym humorze? - zapytała.
 - No cóż, powiedzmy, że mam przeczucie, że będzie się działo - odparł.
 - Blaise, o co ci chodzi?
 - O nic Hermiono, czy ty musisz zawsze wszystko wiedzieć? - zapytał.
 - Bo zaczynasz temat i go nie kończysz!
 - Bo mówię sam do siebie, nie moja wina, że podsłuchujesz!
 - Naprawdę zaczynam w tym momencie poważnie zastanawiać się nad naszą przyjaźnią - stwierdziła Hermiona i złapała się za głowę.
 - Wyluzuj, Miona. Będziesz jadła tą kanapkę? - spytał wskazując na talerz.
 - Weź ją - odparła.
 - Mówię poważnie. Kiedy masz wolny dzień?
 - Jutro, ale...
 - Idealnie! - Brunet klasnął w dłonie jak dziecko. - To jutro idziemy na piwo. Zapoznam cię z takim jednym...
 - Blaise, mam plany na jutrzejszy dzień -  przerwała mu Hermiona i skuliła się na samą myśl o tym, że nie ma partnera na wesele przyjaciół.
 - Ooo, a jakie? - zainteresował się.
 - No i o tym właśnie chciałabym z tobą porozmawiać - poinformowała go Hermiona w tym samym momencie podejmując decyzję, nad którą myślała od wczorajszego wieczoru.
 - Tak? - zapytał niepewnie Blaise, widząc jak przyjaciółka oblizuje swoje wargi. To był zły sygnał - zawsze tak robi, kiedy się denerwuje.
 - Bo widzisz. To co ci teraz powiem musisz zachować w tajemnicy, rozumiesz? - spojrzała na niego z całkowicie poważną miną.
- Jesteś lesbijką?
- Co?! - Hermiona otworzyła szeroko usta.
- No wiesz, myślałem, że skoro nie masz chłopaka i w ogóle, to może ten... - odpowiedział zakłopotany i przeczesał włosy. - No w sumie to by nawet miało sens, nawet ja po związku z Łasicem zostałbym lesbijką...
 - Blaise, o czym ty do cholery pleciesz? - oburzyła się brązowowłosa.
 - Eh, nic już.
 Hermiona popatrzyła na niego przez chwilę z niedowierzaniem i kontynuowała zaczęty wątek:
 - Poważnie, Blaise, ta informacja nie może przecieknąć - powiedziała i przyjrzała się jego twarzy, aby upewnić się, że zrozumiał. - Jutro jest ślub Harry'ego i Ginny...
 - Co?! - Blaise aż się wyprostował. - O boże, Miona jesteś genialna! To jest temat na pierwszą stronę...
 - Diable! - Dziewczyna pacnęła go w głowę. - To jest tajemnica, rozumiesz? Harry i Ginny nie chcą zamieszania...
 - Oj no weź... Za zdjęcie pary młodej pewnie dostałbym premię...
 - Diable - powiedziała stanowczo Hermiona.
 - Dobrze, dobrze, słowa nie pisnę - burknął. - Więc po co mi to mówisz?
 - Hm, no wiesz, pomyślałam, że skoro i tak jestem sama, to... No i ty jesteś moim przyjacielem... To może nie wybrałbyś się tam ze mną? - zapytała i spojrzała na niego.
 Blaise popatrzył na nią przez chwilę i podrapał się po brodzie.
 - Hmm, zastanówmy się, darmowe żarcie, darmowy alkohol, muzyka i dużo dziewczyn... O której jest ten ślub?
 Hermiona zaśmiała się. Podejrzewała, z gdy Blaise będzie jej towarzyszył to to wesele może się w najlepszym przypadku okazać katastrofą, ale obiecała sobie, że będzie mieć na niego oko. Lepsze to, niż przyjść samemu i zostać wyśmianym przez ciotkę Rona.
 - O dwunastej, ale ja muszę być tam o jedenastej, bo jestem druhną. Przyjdę do ciebie przed jedenastą, i teleportujemy się razem do Nory, dobrze?
 - Pod jednym warunkiem.
 - Tak?
 - Zrób coś z tymi włosami Granger, wyglądasz jak po nocy spędzonej z centaurami w Zakazanym Lesie.


 Godzinę później Hermiona weszła do zatłoczonej windy w ministerstwie ściskając swoją aktówkę. Stała ściśnięta pomiędzy jakimś kompletnie przemoczonym czarodziejem, a czarownicą, która ubrana była we wściekle zieloną szatę, a na głowie miała żółtą tiarę. Brązowowłosa odetchnęła z ulgą, kiedy głos w windzie oznajmił, że znalazła się na II poziomie i przecisnęła się do wyjścia potykając się o stopę mężczyzny, który był taki wysoki, że musiał się zgarbić, żeby nie uderzyć o sufit. Straciła równowagę i upadła wypuszczając z rąk aktówkę, z której wysypały się wszystkie dokumenty. Winda za nią zamknęła się i odjechała dalej.
 - Zamierzasz mi wyczyścić buty, Granger? - spytał jakiś rozzłoszczony głos, i Hermiona zdała sobie sprawę, że upadła przed kimś. Podniosła głowę i spojrzała na wysokiego czarodzieja w długiej czarnej szacie z włosami tak jasnymi, że aż prawie białymi.
 - Malfoy - syknęła brązowowłosa cała czerwona na twarzy i podniosła się z podłogi, uświadamiając sobie, że kilka osób się jej przygląda. Poprawiła swoją szatę i szybkim ruchem różdżki pozbierała wszystkie papiery do teczki.
 - Przez ciebie uciekła mi winda Granger, ale było to warte tego, aby zobaczyć jak widowiskowo upadasz i wybijasz sobie zęby tuż przed moimi stopami - zaśmiał się szyderczo i w tym samym momencie nadjechała winda. Blondyn wyminął ją i skierował się w jej stronę.
 - Jesteś kompletnym idiotą, Malfoy - burknęła za nim i szybko odmaszerowała przed siebie, nie oglądając się na pana arystokratę.
 Zajęło jej dobre pięć minut zanim trafiła do gabinetu pani Wakandy McFlaffy. Spojrzała na zegarek na swojej lewej ręce. Miała dwie minuty spóźnienia, przeklęła cicho pod nosem i zwróciła się do jednej z sekretarek.
 - Dzień dobry - przywitała się. - Nazywam się Hermiona Granger, miałam stawić się do pani Wakandy McFlaffy na godzinę ósmą.
 - Oczywiście - odpowiedziała jasnowłosa, pulchna dziewczyna poprawiając ogromne okulary. Wstała zza biurka i skierowała się w stronę dużych czarnych drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. - Proszę za mną, pani Granger.
 Gabinet pani McFlaffy był urządzony dość bogato. Pierwsze, co rzucało się w oczy była ogromną ilość obrazów, jednak nie były to portrety osób, które Hermiona znała. Największy z nich wysiał tuż za ogromnym biurkiem, przedstawiał on kobietę w średnim wieku, w różowej szacie i bardzo ciasnym koku na czubku głowy, z którego luźno opadało tylko jedno blond pasmo. Na szyi miała zawieszony złoty medalion
niebieskim kamieniem. Kobieta siedziała wyprostowana i dumna,  z wyższością spoglądała na kobiety, które przed chwilą weszły do gabinetu.
 Pani McFlaffy była uderzająco podobna do kobiety z obrazu, z tym, że ta na obrazie była wyraźnie pulchna, a pani McFlaffy wydawała się wręcz koścista. Mimo wszystko Hermiona dostrzegła pewne podobieństwo w wyprostowanych plecach swojej obecnej przełożonej, ciasnym koku na czubku głowy oraz dumnym spojrzeniu.
 - Pani McFlaffy, Hermiona Granger - odezwała się sekretarka.
 - Witam panią. Proszę usiąść - kobieta wskazała na drewniane krzesło czerwonym obiciem.
 Na biurku jak i w całym pomieszczeniu panował pedantyczny porządek.  Gdy Hermiona zajęła wskazane miejsce, zauważyła, że nawet pióra na biurku pani McFlaffy były ułożone w równym rządku. Za nią na półce zauważyła książki autorstwa Gilderoya Lockharta, takie jak "Podróże z wampirami" czy "Jak pozbyć się upiora".
 - Kingsley bardzo dużo mi o pani mówił i cieszę się, że zyskałam pracowitą czarownicę do mojego departamentu. Jak już zapewne pani wie od pana Shacklebota, zostanie pani przydzielona do Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów, gdzie będzie pani musiała skonsultować się z panem Draconem Malfoyem w sprawie swoich obowiązków oraz konkretnych zleceń. Pani podanie o pracy w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami zostanie ponownie rozpatrzone dopiero w wyniku zwolnienia jakiejkolwiek posady. Oczywiście będzie to zależne od pani osiągnięć oraz umiejętności, które pani rozwinie. - Pani McFlaffy przerwała na chwilę i wyciągnęła plik dokumentów z szuflady. Zdawała się nie zauważać miny Hermiony, która od jakiegoś czasu siedziała z otwartymi ustami i wybałuszała na nią oczy. - Przygotowałam dla pani umowę, proszę ją przejrzeć aby dopełnić formalności.
 Czarownica podsunęła Hermionie dokument oraz jedno ze swoich piór i spojrzała na nią splatając dłonie na biurku.
 - Panno Granger, rozumiem pani zainteresowanie losem skrzatów domowych, przejrzałam pani apele na ten temat, ale teraz na prawdę nie mamy jak pani zatrudnić... - zaczęła czarownica, błędnie odczytując niepewną minę nowej pracowniczki.
 - Rozumiem, proszę  pani.
 Brązowowłosa westchnęła i przejrzała dokumenty, które już wcześniej miała okazję zobaczyć, podczas rozmowy z Shacklebotem. Na ostatniej stronie napisała dzisiejszą datę oraz złożyła staranny podpis. Przełknęła ślinę i starała się uśmiechnąć do pani McFlaffy.
 Od dzisiaj pracuje z Draconem Malfoyem.

 - Dzień dobry, panie Malfoy - powiedziała zimno kiedy weszła do jego gabinetu. Postanowiła zachować z nim stosunki czysto zawodowe i nie dać się jego głupim, sarkastycznym uwagom. To był jedyny sposób, aby przetrwać.
 Draco podniósł wzrok z nad pergaminu i zmierzył gryfonkę od stóp do głów.
 - Granger, widzę, że ten upadek nie skończył się bez ubytku na twoim mózgu. W sumie, to chyba z korzyścią dla nas wszystkich, może w końcu przestaniesz się wymądrzać - stwierdził bez cienia uśmiechu i Hermiona zaczęła się zastanawiać czy to kolejny jego beznadziejny żart, czy mówi poważnie.
 - Nie rozumiem pana, panie Malfoy - odparła spokojnie, chociaż miała ochotę rzucić w niego jakimś urokiem.
 - Granger, co ty do diabła robisz w moim gabinecie? - wycedził.
 - Przysłała mnie pani Wakanda McFlaffy - powiedziała i ruszyła w kierunku Malfoya. - Miałam się zgłosić w sprawie grafiku i zakresu obowiązków.
 Położyła przed nim plik dokumentów i spojrzała na niego wyczekująco. On natomiast spojrzał na nią z taką miną, jakby się właśnie dowiedział, że od zbyt częstego tlenienia włosów, wszystkie mu wypadły. Wziął do ręki dokumenty i przejrzał je z obojętnym wyrazem twarzy, natomiast Hermiona zauważyła, zacisnął dłoń na krawędzi biurka. Wyraźnie się zdenerwował.
 - Że też nie mieli kogo wyznaczyć na moją asystentkę - burknął i stuknął różdżką w czysty kawałek pergaminu.
 - Ja też skaczę z radości - wymsknęło się jej, zanim zdołała ugryźć się w język. Blondyn puścił tą uwagę mimo uszu i wręczył jej kartkę.
 - Tutaj są wszystkie twoje obowiązki, twój plan dnia, oraz mój plan dnia. Masz mi pomagać, Granger a nie być wrzodem na tyłku, więc radzę ci się z nim zapoznać. Na początek, Granger, zrób mi kawę - odpowiedział i powrócił do lektury dokumentów, które czytał, kiedy Hermiona weszła do gabinetu.
 Hermiona spojrzała skonfundowana na swój grafik, po czym na Malfoya. To było dla niej takie poniżające, że musiała pracować jako jego asystentka. Uważała się za o wiele inteligentniejszą od niego i podejrzewała, że Draco dostał tą posadę głównie przez swojego wpływowego ojca.
 - Na co czekasz? - zapytał.
 - Nie mam zamiaru robić ci kawy Malfoy, jestem  twoją asystentką a nie służącą! - oburzyła się.
 No i tyle zostało z jej chłodnej i obojętnej postawy.
 - Nie widzę żadnej różnicy, Granger, masz robić co ci mówię - syknął.
 - Nie.
 - Granger, na rany Salazara! Zrób mi tą cholerną kawę, miałem dzisiaj wczesną pobudkę i jestem wykończony!
 - A co mnie to interesuje Malfoy?
 - Zależy ci na tej posadzie, czy nie? Zdajesz sobie sprawę, że opinia wystawiona przeze mnie wpłynie na twoją przyszłą karierę?
 Hermiona obrzuciła go oburzonym spojrzeniem i wyszła trzaskając drzwiami. To będzie ciężki dzień, pomyślała kierując się w stronę bufetu.

 Następnego ranka pierwsze co jej przyszło do głowy, to cudowna myśl, że dzisiaj nie musi iść do pracy. I jutro też nie, dwa dni wolnego po jednym ciężkim dniu z Malfoyem. Szkoda tylko, że po wolnych dwóch dniach będzie musiała przez calutki tydzień, dzień w dzień użerać się z tlenionym idiotą.
 Gdy za piętnaście jedenasta stanęła przed lustrem, jedyne co jej pozostało, to zajęcie się włosami. Loki, które zwykle miały objętość prawie dwa razy większą niż jej głowa dzisiaj chciała poskromić przy pomocy jakiegoś produktu testowego z "Magicznych Dowcipów Weasley'ów", które dostała w tym roku na gwiazdkę od Rona, ale nie miała okazji go jeszcze przetestować. Był to jakiś spray w kolorowym opakowaniu z napisem "Natychmiastowy Poskramiacz Włosów". Spryskała swoje włosy według instrukcji i patrzyła się w swoje odbicie obserwując, jak jej dotychczasowa burza włosów prostuje się i opada delikatnymi falami na jej ramiona. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok efektu, chociaż czuła się trochę nienaturalnie. Ale musiała przyznać, że efekt jej się spodobał i zamierzała przy najbliższej okazji poinformować o tym George'a.
 Przed wyjściem z mieszkania upewniła się, że Krzywołap ma w misce wystarczającą ilość karmy, po czym skierowała się do Blaise'a. Postanowiła, że pierwsze co zrobi, to ochrzani go za to, że nie poinformował jej, z kim będzie miała do czynienia w pracy. I była całkowicie pewna, że Blaise wiedział, gdzie pracuje Malfoy, a mimo tego jej nie powiedział, chociaż wiedział, że dziewczyna ma na niego uczulenie.
 - Kurcze Miona, nie poznałem cię bez tego hełmu na głowie - powiedział na powitanie Blaise lustrując ją spojrzeniem.
 - Witaj, Diable.
 - Wejdź - powiedział i przepuścił ją w drzwiach. - Mam mały problem z krawatem - odparł i stanął przed lustrem znajdującym w swoim pokoju. Hermiona weszła za nim starając się nie zwracać uwagi na panujący w tym pokoju chaos. - Jak brzmiało to zaklęcie...
 - Na to nie ma zaklęcia Blaise, trzeba się po prostu nauczyć.
 - Co?
 - Daj - powiedziała dziewczyna i zawiązała Ślizgonowi krawat, trochę za mocno niż było to konieczne.
 - Dzięki Miona - odparł i wygrzebał ze stosu rzeczy na stoliku aparat.
 - Nie Blaise, to zostawiasz!
 - Ale spokojnie, ja chcę tylko zrobić nam zdjęcie pamiątkowe! - krzyknął Blaise. - Nie co dzień chodzi się ze swoją przyjaciółką na wesele wroga swojego przyjaciela. Jakkolwiek dziwnie to brzmi.
 - A propos twojego przyja...
 - Miona, chodź do przedpokoju, tam nie ma takiego bałaganu - przerwał jej i zwrócił się w stronę drzwi, ale  w tym samym momencie spod łóżka Blaise'a wydobyło się groźne warknięcie. - O cholera - rzucił i wepchnął Mionie aparat w ręce. - Idź do pokoju obok, współlokator zrobi nam zdjęcie, ja zaraz dołączę, tylko się czymś zajmę - rzucił i zatrzasnął za nią drzwi.
 Hermiona westchnęła i dodała do swojej listy "do zrobienia" poważną rozmowę z Blaisem na temat jego pokoju i trzymanych tam podejrzanych zwierząt.
 Rozkład pomieszczeń w mieszkaniu Blaise'a był identyczny jak w pokoju Hermiony, więc dziewczyna udała się do pomieszczenia, które u niej pełniło funkcję pokoju gościnnego. Drzwi były uchylone. Zapukała cicho, trochę onieśmielona współlokatorką Blaise'a. Była ciekawa jakie naprawdę panowały między nimi stosunki, ponieważ z bełkotu Diabła niewiele wywnioskowała na jej temat. Gdy nikt się nie odezwał zapukała jeszcze raz, trochę głośniej.
 - Ekhm, ja przepraszam... - Uchyliła lekko drzwi i zajrzała do środka. Pokój był pusty.
 Hermiona patrzyła oniemiała na porządek panujący w pomieszczeniu i zaczęła się zastanawiać, czy czasem nie cofnęła się w czasie do gabinetu pani McFlaffy.
 Łóżko było dokładnie zaścielone, książki na półkach równo poukładane, na podłodze nie leżało zupełnie nic, a na fotelu stojącym przy szafie leżały ciemne ubrania złożone w równiutką kostkę. Było tutaj czystko jak w szpitalu, na żadnym meblu nie było ani grama kurzu. Hermiona podeszła do książki z półkami i z ciekawości zaczęła przyglądać się tytułom na grzbietach książek szukając książek Lockharta. Zaśmiała się cicho na myśl, że tajemniczą współlokatorką Blaise'a mogła być pani McFlaffy.
 - Granger, co ty do cholery robisz w moim pokoju?

6 komentarzy:

  1. Witaj,
    Jeśli chcesz szczerą recenzję swojego bloga, zgłoś się do nas
    http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/p/zamow.html?showComment=1430463983712

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog został właśnie przyjęty do Katalogowego Świata
    Pozdrawiam i przepraszam za spam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję, że ten blog został wybrany do udziału w konkursie na Blog Sierpnia organizowanym przez internetowy-spis.blogspot.com. Zasady konkursu znajdują się w Dziale Blogu Roku na podanej wyżej stronie. W imieniu całej załogi życzę miłej zabawy i zajęcia jak najwyższego miejsca.

    Pozdrawiam.
    Alexx, Internetowy Spis.

    OdpowiedzUsuń
  4. No supeeer! czekam na rozwinięcie akcji !

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam serdecznie na 'Spis Fanfiction z Idolami'
    http://spisffzidolami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześc, złożyłaś zamówienie na szablon, na land-of-grafic. Chciałam powiedziedzieć, że odpisałam Ci na komentarz i proszę, żeby zajrzała tam, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj! ;)