sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 4

Ślub Harry'ego i Ginny


 Cóż, współlokatorowi Diabła daleko było do pani McFlaffy. Gdy Hermiona odwróciła się słysząc znajomy głos, zamarła wpatrując się w półnagiego mężczyznę stojącego w progu. Był to Draco Malfoy z mokrymi włosami i jedyne co miał na sobie, to biały ręcznik owinięty w strategicznym miejscu. W oczy rzucała się okropna blizna biegnąca wzdłuż jego lewej piersi, a na bladej skórze wyraźnie odznaczał się Mroczny Znak.
 Hermiona wciągnęła głośno powietrze starając się nie patrzeć na klatkę piersiową blondyna. Mimo niechęci jaką do niego czuła, musiała przyznać - zdecydowanie był on bardzo przystojny i dobrze zbudowany, więc swoją reakcję usprawiedliwiała właśnie w ten sposób - która dziewczyna nie zaniemówiłaby na widok półnagiego blondyna stającego niespodziewanie w progu drzwi?
 - M-Malfoy? - odchrząknęła i przywołała na twarz maskę obojętności i wyższości. - Co ty tu robisz?
 - Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że to mój pokój, to nie wiem, mieszkam? - odpowiedział sarkastycznie jednocześnie przesuwając wzrok od jej włosów po buty na niskim obcasie. - Powiedz mi, jak bardzo złożonych zaklęć musiałaś użyć aby poskromić tą szczotkę od miotły, którą nazywasz włosami?
 - Daruj sobie, twoje złośliwe uwagi już dawno przestały robić na mnie wrażenie.
 W momencie w którym wypowiedziała to zdanie z pokoju za ścianą dobiegł ich donośny huk. Hermiona wzdrygnęła się odruchowo. W tamtym momencie poważnie zaczęła się martwić poczynaniami Blaise'a i już miała wychodzić, kiedy Malfoy ponownie zabrał głos.
 - Więc możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty tutaj właściwie robisz?
 - Nie przyszłam tutaj do ciebie, Malfoy.
 - Miona? - W tym momencie za plecami blondyna pojawił się Blaise. Hermiona obrzuciła go spojrzeniem upewniając się, że nie ucierpiał na skutek swojej głupoty, aby zaraz potem stwierdzić, że za chwilę ucierpi z powodu swojej sąsiadki.
 - To wy się znacie? - Zaskoczony Malfoy spojrzał z oburzeniem na swojego przyjaciela.
 - No pewnie, przecież to Miona, nie pamiętasz? - odpowiedział jak gdyby nigdy nic Blaise, podszedł do wyraźnie wkurzonej dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu uśmiechając się od ucha do ucha. Hermiona nie zareagowała rzucając wściekłe spojrzenia Malfoyowi a w głowie układała już plan tortur dla Zabiniego.
 Mimo tego, że bardzo lubiła Diabła, był on naprawdę bardzo nieznośny. Najpierw pominął fakt, że Malfoy pracował w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Magii, a następnie przypadkowo zapomniał wspomnieć, że wyżej wymieniony wprowadził się do jego mieszkania, wkręcając jej jakieś bajeczki o jasnowłosej miłości swojego życia.
 - Dobra, co tu się właściwie wyrabia? - Draco Malfoy wyjął to pytanie z ust Hermiony. Głupota Blaise'a czasami przerastała wszystko co Gryfonka dotychczas spotkała. - To jakiś żart czy coś?
 - Oj Draco, przestań marudzić - odparł Diabeł i rzucił mu aparat, który blondyn zręcznie złapał. - Zrób nam lepiej fotkę, idziemy dzisiaj z Mioną poszaleć - uśmiechnął się i chwycił gryfonkę za ramię. - Ale chodźmy na korytarz tam jest lepsze światło.
 I wyszli, mijając zdezorientowanego Malfoya w progu swojego pokoju.
 Nie wiedzieć czemu, ale ze wszystkich niedorzecznych wydarzeń jakie spotkały ją u boku Diabła, najbardziej w pamięć zapadła jej ta chwila - Draco Malfoy, wyniosły arystokrata stojący w przedpokoju owinięty w sam ręcznik, z twarzą na której malowały się przeróżne emocje, od zaskoczenia przez zdezorientowanie po niedowierzanie, trzymający w ręku aparat swojego najlepszego przyjaciela - czarnoskórego Blaise'a Zabiniego wystrojonego w swoją najlepszą szatę wyjściową, który jednym ramieniem obejmował Hermionę Granger, która jak gdyby nigdy nic pojawiła się nagle, znikąd w ich mieszkaniu i teraz stała z zaczerwienionymi ze zdenerwowania policzkami i zaciśniętymi zębami.
 - Diable, chodźmy już stąd - syknęła Hermiona, kiedy błysnął flesz.
 - Już, idziemy nie denerwuj się - odparł i wziął aparat od Malfoya, który obrzucił ją ostatnim pogardliwym spojrzeniem, po czym oddalił się w stronę swojej sypialni.
 Hermiona rzuciła wściekłe spojrzenie swojemu przyjacielowi, ale stwierdziła, że na krzyki przyjdzie czas później, kiedy znajdą się poza mieszkaniem Ślizgonów. Blaise widząc zdenerwowanie przyjaciółki uśmiechnął się tylko niepewnie i odłożył aparat na komodę.
 - Chodźmy już lepiej - powiedziała brązowowłosa spoglądając na zegarek. - Dochodzi jedenasta.
 Gdy znaleźli się już na dole Hermiona odwróciła się i posłała gniewne spojrzenie swojemu towarzyszowi. Skrzyżowała ręce na piersi, mocno zaciskając ręce na swojej różdżce, z której poleciało kilka iskier.
 - W co ty grasz Zabini?
 - Nie rozumiem o co ci chodzi... - zaczął się bronić Blaise.
 - Jak to nie rozumiesz o co ci chodzi? Naprawdę aż tak uwielbiasz wytrącać mnie z równowagi?
 - Ale Miona...
 - Cicho bądź! - krzyknęła i wzięła głęboki oddech. - Gdyby nie fakt, że dzisiaj jest ślub Harry'ego i Ginny, a ja już im powiedziałam, że przyjdę z osobą towarzyszącą, tylko i wyłącznie ze względu na ten fakt, Blaise, nie zamierzam robić ci dzisiaj krzywdy.
 - Miona, no co ty...
 - Blaise, ja wiem, że ty jesteś idiotą. Ale jaki cel miałeś w tym, żeby nie powiedzieć mi, że mieszka z tobą Draco Malfoy?
 - Ponieważ wiedziałem, że się nie lubicie.
 - No i co z tego? Boże Blaise, masz poziom rozumowania pierwszoroczniaka - syknęła Hermiona, ponieważ doskonale znała powód zachowania bruneta. Po prostu on na każdym kroku uwielbiał stroić sobie żarty. Westchnęła. - Nieważne. - Podeszła do niego i poprawiła mu krawat i włosy.
 - Może jeszcze mi buty zawiążesz? - zaśmiał się.
 - Blaise, ten dzień jest bardzo ważny, rozumiesz?
 - Wiem, wiem. - Przewrócił oczami.
 - Po prostu... Zachowuj się przyzwoicie, okej? Nie przynieś mi wstydu.
 - Okej.
 - I nie podrywaj nikogo, nie upijaj się ani nie wdawaj w kłótnie, rozumiesz?
 - Tak, mamo.
 Zaśmiali się oboje a Hermiona klepnęła go przyjacielsko w ramię, po czym oboje się teleportowali z charakterystycznym trzaskiem.

 Dzisiejszego dnia w Norze panowało jeszcze większe zamieszanie niż zazwyczaj. Podobnie jak podczas ślub Billa i Fleur w ogrodzie został postawiony namiot, tyle że ten był odrobinę mniejszy. Harry i Ginny zadecydowali, że będzie to skromna ceremonia, ze względu na niegasnącą popularność Wybrańca. Przed domem biegali członkowie rodziny ustawiając krzesła i poprawiając ozdoby. Po lewej stronie domu Hermiona zobaczyła George'a w fioletowej szacie z tiarą w ręku, w której ewidentnie coś się poruszało.
 - Jakim cudem ten dom stoi jeszcze w całości? - mruknął Blaise.
 - Masz być miły - upomniała go dziewczyna.
 - No przepraszam, ale zdecydowanie przydałby się tu remont - odparł, ale umilkł na widok spojrzenia panny Granger.
 Ruszyli wzdłuż ścieżki w kierunku domu Weasleyów. Hermiona z zaciekawieniem i wzruszeniem przyglądała się namiotowi i znajdującym się w środku dekoracjom. Bardzo cieszyła się szczęściem przyjaciół.
 Drzwi otworzył jej Ron. Tym razem miał na sobie najzwyklejszą szatę wyjściową, tą samą, którą kupił u Madame Malkin. Hermiona zaśmiała się do swoich wspomnień z czwartej klasy przypominając sobie minę Rona, kiedy musiał iść na bal w szacie wyjściowej po swojej cioci Tessie.
 - Cześć, Ron! - przywitała się dziewczyna ściskając swojego przyjaciela na powitanie.
 - Hej. Idź lepiej do Ginny, od rana panikuje - westchnął Rudzielec. - Dzisiaj już dwa razy dostałem upiorogackiem, jesteś naszą ostatnią nadzieją - zaśmiał się i przeniósł wzrok na Diabła. - Witaj, Zabini.
 - Cześć, Rudy - przywitał się Blaise i wyszczerzył od ucha do ucha.
 - Nie wspominałaś, że przyjdziesz z tym przygłupem - zwrócił się do Hermiony.
 - Sam jesteś przygłupem, Weasley.
 - Czy możecie się uspokoić? Proszę was. Zachowujcie się jak dorośli. - Hermiona posłała błagalne spojrzenie Ronowi, na którego wbrew pozorom, mogła bardziej liczyć w tej kwestii. Blaise Zabini był wiecznym dzieckiem.
 W tym samym momencie z kuchni wyszła pani Weasley, i jak zwykle uściskała ją serdecznie, a Ron postanowił się ulotnić. Rudowłosa kobieta zaczęła narzekać na to, jaka to Hermiona jest chuda i dopytywać się, czy aby na pewno ma co jeść w swoim mieszkaniu. Ponad ramieniem mamy Rona, Hermiona zobaczyła wredny uśmieszek Blaise'a i posłała mu spojrzenie, które odczytał jako: "Ani słowa o naleśnikach."
 - Pani Weasley, to mój przyjaciel, Blaise - powiedziała Hermiona.
 - Ach witaj kochaneczku! - zawołała pani Weasley. - Jesteś może głodny?
 - Zawsze, proszę pani - odparł zgodnie z prawdą Blaise, po czym oddalił się w stronę kuchni, gdzie został poczęstowany faszerowanym indykiem i zupą dyniową.
 Hermiona ruszyła na górę skrzypiącymi schodami i skierowała się do pokoju Ginny, w którym tyle razy nocowała jeszcze za czasów szkolnych. Był to mały pokój z jasnoróżowymi ścianami. Nad łóżkiem wisiał plakat Fatalnych Jędz oraz Gwenog Jones. Pod oknem stało białe biurko na którym panował typowy dla właścicielki pokoju nieporządek, a na szafie stojącej przy drzwiach były ponaklejane rodzinne zdjęcia Weasleyów. Hermiona uśmiechnęła się na widok machających się do niej rudowłosych osób, tak dobrze jej znanych.
 Panna młoda stała przy oknie i wyglądała na sad, w którym teraz stał namiot. Miała już ułożone włosy i wykonany delikatny makijaż, ale ubrana była w wytarte błękitne dresy oraz starą koszulkę Harry'ego. Suknia ślubna wisiała na wieszaku stojącym przy biurku.
 - Boję się, Miona - westchnęła Ginny i usiadła na łóżku podciągając kolana pod brodę. - A jakby tego było mało, to Ron od rana chodzi i mnie denerwuje. Nie spałam całą poprzednią noc.
 - Ginny, wszystko pójdzie dobrze, zobaczysz - westchnęła brązowowłosa i usiadła koło przyjaciółki. To będzie najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
 - Marzyłam o tym od kiedy zobaczyłam Harry'ego wtedy na King's Cross, jak miałam dziesięć lat. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Tak często to sobie wyobrażałam, że nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
 - Cieszę się waszym szczęściem, Ginny - powiedziała Hermiona patrząc, jak pannie Weasley ręce drżą z podekscytowania
 - Nie mogę uwierzyć, że to już za godzinę! - westchnęła rudowłosa i rzuciła się na łóżko. - Za godzinę będę żoną Harry'ego Pottera. Merlinie, jak to dziwnie brzmi - zaśmiała się.
 - Ginny Potter - powiedziała Hermiona uśmiechając się szeroko.
 - Jeśli ktokolwiek odważy mi się zepsuć dzisiejszy dzień, to go zabiję gołymi rękoma - powiedziała i zmarszczyła brwi. - Mam tu w szczególności na myśli Rona.
 Och, gdybyś tylko wiedziała z jakim kretynem ja się tutaj pojawiłam, dopiero zaczęłabyś się martwić o swoje wesele, dodała w myślach.
 - Hermiono pomożesz mi założyć tą sukienkę?

Parę minut przed dwunastą Ginny na skraju wytrzymania nerwowego obserwowała przez okno swojej sypialni jak George i Ron zaprowadzają gości na ich miejsca. Nerwowo zaciskała ręce na krawędzi swojego biurka, a gdy rozległo się zdecydowanie pukanie do drzwi podskoczyła nerwowo.
 Do pokoju wszedł  Artur Weasley, uśmiechnięty od ucha do ucha. Na głowie miał odświętną tiarę.
 - Hermiono, powinnaś już zejść na dół - odezwał się pan Weasley.
 - Oczywiście - odparła Hermiona i podeszła do przyjaciółki żeby ją uściskać i dodać jej otuchy. - Powodzenia, Ginny. - Posłała jej ciepły uśmiech i usiłowała się nie skrzywić, kiedy rudowłosa ścisnęła ją trochę za mocno. - Weź to - powiedziała i zdjęła ze swojej szyi złoty łańcuszek z bursztynowym oczkiem, który dostała kiedyś od mamy.
 - Po co mi to?
 - To na szczęście - powiedziała Hermiona i zapięła wisiorek na szyi panny młodej. - Taki mugolski zwyczaj.

 Gdy Hermiona zeszła na dół wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Udała się szybko w stronę ołtarza i stanęła po jego lewej stronie, naprzeciwko Rona, który miał szatę ubrudzoną czymś, co wyglądało jak czekolada. Hermiona przewróciła oczami i przeniosła wzrok na Harry'ego, który ku jej przerażeniu miał na szyi brązowy krawat, ten sam, który Hermiona zabrała mu parę dni temu. Zmrużyła oczy zastanawiając się jak Wybraniec odzyskał swoją własność, oraz dlaczego aż tak bardzo mu na tym zależało.
 W tłumie osób siedzących na krzesłach dostrzegła całą rodzinę Weasleyów (wliczając w to uwielbianą przez wszystkich ciotkę Muriel, która przyglądała się nogom Hermiony), oraz znajomych ze szkoły: Seamusa Finnigana u boku jakieś niskiej brunetki, Lunę Lovegood z jak zawsze zamglonym spojrzeniem, we wściekle zielonej kreacji oraz z wiankiem na głowie, Neville'a i Hannę Abbot, Deana Thomasa, Parvati i Padmę Patil, Lee Jordana oraz resztę Gryfonów, z którymi Harry lub Ginny utrzymywali bliższy kontakt. Było też paru pracowników Ministerstwa, których Hermiona znała tylko z widzenia i podejrzewała, że byli to współpracownicy Harry'ego z Biura Aurorów. Pani Weasley siedziała w pierwszym rzędzie obok George'a i tak mocno ściskała jego rękę, że ten zrobił się cały czerwony na twarzy. Z drugiego rzędu szczerzył się do niej jej sąsiad siedzący pomiędzy dwoma aurorami. Całkiem z tyłu stał Hagrid w brązowym, futrzanym garniturze i machał do niej wesoło.
 W momencie kiedy rozległy się pierwsze nuty marszu Mendelsona w rockowej wersji wykonanej przez Fatalne Jędze (pani Weasley nie kryła dezaprobaty głośno wyrażając swoją opinię, natomiast Bill był wyraźnie zachwycony) wszyscy odwrócili się do tyłu chcąc zobaczyć przyszłą panią Potter, która wyglądała olśniewająco. Z promiennym uśmiechem podeszła do Harry'ego nawet nie zauważając jego krawatu. Jej długie do pasa włosy były poskręcane w śliczne loki i opadały na jej ramiona. Suknia była długa aż do ziemi i nie miała ramiączek - odsłaniała całe ramiona pokryte piegami. Gdy muzyka ucichła na moment zapadła cisza, od czasu do czasu przerywana cichym pochlipaniem pani Weasley.
 -  Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
 Hermiona wsłuchiwała się w treść Listu do Koryntian i nie mogła powstrzymać łez wzruszenia kiedy patrzyła na szczęście swoich przyjaciół. Jeszcze nie tak dawno temu chodzili do Hogwartu. Byli dziećmi, często się sprzeczali, spędzali czas przy kominku w pokoju wspólnym gryfonów lub na błoniach, odwiedzali Hagrida w jego chatce na skraju Zakazanego Lasu. Parę lat temu próbowali rozwiązać zagadki Lorda Voldemorta, ciągle kłócili się z Malfoyem i rywalizowali o Puchar Domów. Hermiona uśmiechała się do wspomnień, do początku pięknej przyjaźni, kiedy to Harry i Ron uratowali ją przed trollem górskim w łazience Jęczącej Marty. Wspominała wakacje spędzane w Norze, Mistrzostwa Świata w Quidditchu, Bal Bożonarodzeniowy, powrót Voldemorta, Gwardię Dumbledore'a, kłótnie z Ronem, bezradność Harry'ego, Księcia Półkrwi, nieodwzajemnione uczucie do Rona, początek związku Harry'ego i Ginny...
 Jeszcze nie tak dawno wszyscy byli dziećmi.
 - Czy ty, Harry Jamesie Potterze bierzesz sobię Ginewrę Molly Weasley za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz obiecujesz, że nie opuścisz jej aż do śmierci?
 - Tak.
 - Czy ty, Ginewro Molly Weasley bierzesz sobie Harry'ego Jamesa Pottera za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz obiecujesz, że nie opuścisz go aż do śmierci?
 - Tak.
 W tym momencie rozległ głośny odgłos podobny do grzmotu pioruna i wszyscy rozejrzeli się martwiąc się zepsuciem ceremonii burzą, jednak szybko okazało się, że to po prostu Hagrid smarkał w jeden z obrusów.
 - Możecie nałożyć sobie obrączki - odparł Mistrz Ceremonii, a pani Weasley mocno pociągnęła nosem.
 Kiedy usta Harry'ego i Ginny złączyły się w pocałunku, wszyscy wstali i zaczęli klaskać, a George uwolnił się z żelaznego uścisku swojej matki i zaczął biegać z aparatem i robić zdjęcia.
 Artur, Percy i Charlie szybko przekształcili wnętrze namiotu. Zniknęły białe krzesła, a na ich miejscu pojawił się parkiet. Dalej stał długi stół przykryty złotym obrusem i uginający się od potraw przygotowanych przez Molly Weasley.
 Młoda para została otoczona rodziną i znajomymi, więc Hermiona oddaliła się, podejmując decyzję, że złoży im życzenia później. Podeszła szybkim krokiem do swojego drugiego przyjaciela.
 - Hej, Ron! Masz brudny krawat, wiedziałeś?
 - Och. Jadłem czekoladę.
 Hermiona przewróciła oczami i prostym zaklęciem oczyściła szatę rudzielca.
 - Ron! - usłyszała jakiś nieśmiały głos i po chwili zobaczyli wyłaniającą się z tłumu drobną brunetkę w ciemnozielonej sukni. Hermiona była przekonana, że dziewczyna była od niej szczuplejsza i w duchu liczyła na to, że ciotka Muriel tym razem zainteresuje się właśnie nią i zostawi nogi Hermiony w spokoju.
 - Och, cześć. Hermiono, to jest Hazel Rivers - odezwał się Ron. - Prowadzi teraz lodziarnię Floriana Fortescue.
 - Miło mi cię poznać Hermiono - odezwała się dziewczyna i podała jej rękę. Hermiona odwzajemniła uścisk.
 - Byłaś w Hufflepuffie, tak? - spytała się brązowowłosa wytężając pamięć.
 - Tak, byłam na tym samym roku co Ginny.
 Hermionie nie uszło uwadze, że Ron objął swoją towarzyszkę w pasie. Gryfonka uniosła brwi i spojrzała na przyjaciela, a ten uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
 - Mionka! - usłyszała za sobą znajomy głos a po chwili ktoś objął ją ramieniem. Poczuła znajomy zapach wody kolońskiej Blaise'a. - Przyniosłem ci drinka.
 - Dziękuję - odparła i wzięła kieliszek do ręki ignorując wrogie spojrzenie Rona.
 - Helen - odezwał się Blaise. - Kopę lat.
 - Mam na imię Hazel - odparła dziewczyna a jej mina nie była już taka przyjazna jak minutę temu. - Ron, zatańczymy?
 - Jasne, chodź. - Ron posłał Hermionie uśmiech i skierował się z dziewczyną na parkiet.
 - Ale się wystroił - parsknął Blaise. - Jak szczur na otwarcie kanału
 Hermiona spojrzała gniewnie na przyjaciela, ale po chwili również się zaśmiała.
 - O co chodzi z tą całą Hazel?
 - A nic ciekawego, przespałem się z nią kiedyś, a ona myślała, że to będzie miłość do końca życia. - Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy. - Oj no co... Zabraniałaś mi zaciągać do łóżka gości na weselu, a ja wtedy nawet nie wiedziałem, że jakieś wesele będzie.
 - Nie o to chodzi, Blaise. Po prostu czasami nie rozumiem twojego stylu życia. Zgłodniałam - odparła dziewczyna i udała się w kierunku stołu.
 - I całe szczęście, ciotka Rona już mi opowiadała o twoich chudych pęcinach.
 - Słucham?
 - Spytała mi się, czy mi to nie przeszkadza - zaśmiał się.
 - Boże, jak ja nie znoszę tej kobiety.
 - Urocza jest - odparł sarkastycznie. - Natomiast mama Rona dobrze gotuje, aż mi ślinka cieknie jak patrzę na te wszystkie potrawy.
 Hermiona i Blaise usiedli obok siebie przy długim stole, a Ślizgon od razu rzucił się na półmisek z roladą miesną w cieście francuskim stojącą nieopodal. Hermiona sięgnęła po sałatkę z kurczakiem zerkając na mężczyznę siedzącego naprzeciwko. Dałaby głowę, że skądś go zna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Miał śniadą cerę oraz ciemne włosy sięgające ramion. Za brązowymi oprawkami okularów skrywały się piwne oczy. Wyglądał na kilka lat starszego od Hermiony. Ubrany był w brązową szatę, a na szyi miał złoty medalion. Obok niego siedział Neville. Hermiona posłała mu uśmiech i zamieniła z nim kilka słów na temat Hogwartu - wiedziała, że Neville od września tam pracuje i była ciekawa jak teraz wygląda w Hogwarcie.
 - A czego uczysz, Longb... Neville? - zapytał się Blaise nalewając sobie szklankę soku dyniowego i posłał Hermionie spojrzenie znaczące: "Widzisz? Jak chcę, to potrafię być miły."
 - Zielarstwa, oczywiście - odparł Neville trochę zestresowany tym, że Ślizgon który dokuczał mu przez tyle lat w szkole nagle zaczął się do niego zwracać po imieniu. - Profesor Sprout odeszła na emeryturę i ja od razu dostałem to stanowisko - pochwalił się.
 - To wspaniale Neville - uśmiechnęła się Hermiona.
 - A ja słyszałam, że stado ględatków pospolitych ostatnio zaatakowało cieplarnię, czy to prawda? - Hermiona nie musiała odwracać głowy, aby wiedzieć kto usiadł po jej lewej stronie. Rozmarzony głos oraz roznoszący się wokół zapach konwalii wskazywał na jedną osobę.
 - Nie, Luna, nic takiego nie miało miejsca - odparł Neville patrząc na nią rozdrażnionym spojrzeniem.
 - Ach tak ci się tylko wydaje! - odparła pewna siebie Luna. - One poruszają się tak szybko, że nie sposób je zauważyć! Pozostawiają niewielkie szkody, ale jeśli się tam zadomowiły, to może pojawić się problem. Ale nie martw się, chrapaki krętorogie są naturalnymi wrogami ględatków pospolitych, powinieneś zastanowić się nad wyhodowaniem jednego.
 - Szkoda tylko, że coś takiego nie istnieje - powiedziała Hermiona zanim zdążyła ugryźć się w język.
 - Och, ależ ja już kiedyś widziałam chrapaka!
 - Co to za chrapak? - wtrącił się Blaise.
 - Chrapak krętorogi to stworzenie, w którego istnienie Luna Lovegood głęboko wierzy - odpowiedział Neville.
 - One istnieją - mruknęła cicho dziewczyna i sięgnęła po babeczki dyniowe.
 - Właściwie to możesz mieć rację. Podczas jednej ze swoich podróży we wschodniej Europie natknąłem się na ich ślad - odezwał się mężczyzna siedzący obok Neville'a który dotychczas milczał.
 Hermiona zakrztusiła się kawałkiem kurczaka i Blaise musiał ją poklepać po plecach. Po raz pierwszy spotkała się z kimś, kto w czymkolwiek zgodziłby się z Luną. Chłopak posłał jej ciepły uśmiech, a Luna go odwzajemniła wyraźnie zachwycona tym, że w końcu ktoś okazał zainteresowanie opowiadanymi przez nią bzdurami.
 - Czytałem artykuły o tym gatunku w Żonglerze, i opis ich śladów z marcowego numeru specjalnego idealnie pasował do śladów, które znalazłem wtedy w lesie - kontynuował nieznajomy. - Niestety chrapaka nie odnalazłem, ale zrobiłem zdjęcia i miałem zamiar podzielić się nimi z twoim ojcem.
 - Och, to cudownie! - Dziewczyna ucieszyła się i klasnęła w ręce i podskoczyła tak, że wianek zsunął jej się z włosów. - Tata na pewno będzie zachwycony! - odparła i poprawiła wianek.
 - Czy to są glony mołdawskie?
 - Tak! Podobno przynoszą szczęście i płodność - oznajmiła Luna, a Neville zakrztusił się mięsnym puddingiem. - Młodej parze, oczywiście. Neville, zostało jeszcze trochę puddingu?
 - Uhm - mruknął brunet i podał dziewczynie półmisek.
 - Podobno ich uprawa jest bardzo skomplikowana.
 - Och tak, tatuś dwa lata starał się je wyhodować i w końcu się udało!
 - A wiedziałaś, że napar z tych glonów jest skuteczny w walce z groszopryszczką?
 - Doprawdy? Kiedy mój kuzyn zachorował na groszopryszczkę to ciocia kazała mu przywiązać mu do gardła wątrobę ropuchy i wejść nago do beczki pełnej węgorzy podczas pełni księżyca - oznajmiła Luna, a Blaise posłał jej przerażone spojrzenie.
 - Nie mów mi, że to zrobił - powiedział towarzysz Hermiony.
 - Ależ oczywiście, że tak, przecież nieleczona groszopryszczka może prowadzić do śmierci! - Oburzyła się Luna.
 - To zastosowanie jest sprawdzone, mój dziadek nad tym pracował przed śmiercią. Niestety nie zdążył wydać swojej ostatniej książki, ale mam dostęp do jego notatek, niektóre są naprawdę ciekawe!
 - Twój dziadek pisał książki? - zainteresowała się Hermiona, ciekawa, czy miała kiedykolwiek jego książkę w rękach.
 - Och właściwie wydał tylko jedną, drugiej nie dokończył. Za Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć dostał Order Merlina. Druga część miała nosić nazwę Fantastyczne rośliny i jak je hodować, ale dziadek nigdy jej nie ukończył. Zmarł podczas jednej ze swoich wypraw.
 Hermiona wciągnęła głęboko powietrze.
 - Jesteś wnukiem Newtona Scamandera? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona, a Neville ponownie z zainteresowaniem zaczął przysłuchiwać się rozmowie toczonej przy stole.
 - A kto to Newton Scamander? - spytał Blaise jako jedyny nie nadążając za kierunkiem rozmowy.
 - To autor podręcznika do opieki nad magicznymi zwierzętami, Blaise - odparła Hermiona.
 - Och, ty jesteś Rolf? - powiedziała Luna.
 - Tak. Aktualnie pracuję nad Fantastycznymi roślinami i jak je hodować, zamierzam dodać parę roślin i ją opublikować jako wspólne dzieło moje i dziadka.
 - Tak, słyszałem o tym - wtrącił się Neville i pogrążył się w rozmowie na temat roślin z Rolfem Scamanderem.
 - Wiesz co, to za dużo na moją głowę - mruknął jej do ucha Blaise. - Jakaś pomylona blondynka z wodorostami na głowie gada o jakiś niestworzonych zwierzętach i nagle zjawia się jakiś drugi dziwak, który to wszystko potwierdza. - Potrząsnął głową. - Muszę się napić. Przyniosę ci coś - poinformował ją i oddalił się od stołu.

___________
Hej! Dzisiejszy rozdział dłuższy niż poprzednie :) Informuję was, że MJG został nominowany przez Internetowy Spis (internetowy-spis.blogspot.com) na blog sierpnia. Jak ktoś chce to może oddać na mnie głos tutaj -> http://sonda.hanzo.pl/sondy,249626,E7Kj.html.
Następny rozdział powinien pojawić się w poniedziałek, bo potem wyjeżdżam.
Pozdrawiam! :)

6 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie! Bardzo się uśmiałam czytając go :) czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam i weny życzę
    Aneta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och wspaniałe opowiadanie. Od razu mi się spodobało :D
    To opowiadanie od razu poprawiło mi humor.
    Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. E-P-I-C-K-I-E!!!!!!!! KOCHAM! Nexta, please!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa, wszystkie komentarze dużo dla mnie znaczą, cieszę się, że komuś się tu podoba i zagląda regularnie ;) Następny rozdział pojawi się jeszcze dziś :)

      Usuń

Czytasz? Skomentuj! ;)